Halo? Weterynaria? Czyli dialogi, na cztery nogi

Rozmowa to podstawa. Możliwość złożonej komunikacji odróżnia nas od zwierząt. Czasem jednak zastanawiam się, czy ten dar nie jest raczej przekleństwem. Dzisiejszy post będzie pozbawiony kwiecistych opisów przyrody. Skupimy się na dialogu.



***

Generalnie nie gadam z klientami o polityce, ale...


Niech Pan na niego uważa - mówi właściciel Yorka
Dlaczego? - pytam zaintrygowany
Bo wie Pan - wyjaśnia klient - My na niego wołamy Jarek. Bo też taki fałszywy, jak wie pan kto :)

***

Ktoś: Halo? Weteryniarz?
Ja: Nooo...
Ktoś: Bo ja mam psa. I mu coś urosło pod brzuchem. Da się to wyciąć?
Ja: Nie wiem.
Ktoś: Jak to Pan nie wie? To daj Pan kogoś, kto wie.
Ja: Jak mamy Panu powiedzieć przez telefon, że coś jest operacyjne czy nie? Musimy najpierw to zobaczyć.
Ktoś: Kurde. Nie mam czasu teraz. Czyli nie wie Pan?
Ja: Nie.
Ktoś: To do widzenia.


***

Sobota 20.00

Ktoś: Halo! Halo?! Tomek?!
Ja: Nie Tomek. Do kogo się chciała pani dodzwonić.
Ktoś: Do Tomka.
Ja: Tu go nie ma. Dodzwoniła się pani do Przychodni Weterynaryjnej
Ktoś: O kur**. I nie ma tam go?
Ja: Nie.
Ktoś: A słuchaj Pan. Ja z Panem ostatnio z Koszęcina jechałam.
Ja: Nie. Zdecydowanie nie jechała Pani ze mną z żadnego miejsca. A Tomek dalej na Panią czeka. Do widzenia.


***


Mam sobowtóra. Posłuchajcie...
Pewna klientka zagadała mnie pewnego razu, czy mieszkam na tym samym osiedlu co ona?

Klientka: Pan mieszka na osiedlu X, prawda?
Ja: Nie ja mieszkam w innym mieście.
Klientka: Wkręca mnie Pan!
Ja: Nie, poważnie mówię, proszę przeczytać na mojej pieczątce
Klientka: Ojej. Bo ja Panu od trzech miesięcy praktycznie codziennie dzień dobry mówię.
Ja: To zdecydowanie nie ja.
Klientka: To tamten, pewnie myśli, że jakaś wariatka...

***

Zaklinam się, że rozmowa prawdziwa

Ktoś: Halo?! Weterynarnia?
Ja: Tak słucham pana.
Ktoś: wy tam sam kastrujecie OGRY?
Ja: czy co kastrujemy?
Ktoś: No ogry.
Ja: Nie wiem co to jest ogr (rżnę głupa)
Ktoś: Ogra pan nie widział? Wygląda jak klacz tylko ch**a ma.
Ja: AAAAA o ogiera Panu chodzi?
Ktoś: no.
Ja: a to kastrujemy

***

Wchodzi do gabinetu wielki jegomość, z karkiem jak dąb Bartek, w odzieniu sportowym i złotym łańcuchem dla szyi. Kupuje preparat przeciwko kleszczom i...
Dres: Kierowniku szanowny. A jam mam jeszcze jedno pytanko.
Ja: Słucham?
Dres: Słyszałem od takiego gostka na siłce, że wy tu ketaminy używacie.
Ja: Bywa, że używamy (ketamina - jeden z wielu preparatów do znieczulenia ogólnego)
Dres: O, to spoko. A mógłbym kupić?
Ja: Żarty Pan sobie ze mnie robi?
Dres: Szefuniu, gdzie tam. Ile?
Ja: Nie sprzedam Panu ketaminy. My się z każdego mililitra musimy rozliczać...
Dres: Dobra, rozumiem. Jakby się Pan namyślił, to niech Pan pyta o Łysego? Spoko? Uszanowanko

I wyszedł. Pytanie pierwsze brzmi, gdzie miałbym się o niego pytać. Pytanie drugie brzmi, dlaczego dres ma zwykle ksywę Łysy? 

***

Łysy2: Bry. Ja mam pitbula.
Ja: No to fajnie.
Łysy2: Ale on mi się wydaje taki jakiś chudy. Macie coś na masę. Bo jak ja będę z takim psem wyglądał.
Próbuję nakłonić pana, że może trzeba by psa zobaczyć zbadać...
Łysy2: Nie, od zdrowy jest jak koń. Tylko mięśni ma mało. Chcę coś na masę. Jest?
Ja: Jest taki preparat xxx. Używamy go u psów z ubytkami masy mięśniowej i takich, które są sportowcami.
Łysy2: O! To ja to samo biorę na siłce. Dam mu swoje. Dzięki!

Komentarze

Prześlij komentarz