Dzieci w obliczu śmierci zwierzęcia.




Czas płynie. Nieubłaganie i w jedną stronę. Każdy dotrze kiedyś do polany na końcu ścieżki. Ja, Ty, mój pies, Twój kot, chomik mojej córki. Prędzej czy później każdy doświadczy tego, jak kruche jest życie. Niestety, pogodzenie się z faktem śmiertelności naszych bliskich - obojętnie czy dwunogich, czy czworonogich, nie jest łatwą sztuką. 

Ostatnio zauważyłem, że chomik mojej córki Bubuś, bardzo się postarzał. Posiwiał, włos mu się przerzedził. Nie jest już taki żwawy, jak niegdyś. Dodatkowo walczy z chorobą nowotworową. Poza tym ma dwa i pół roku i nie jest już najmłodszym chomikiem we wszechświecie. Antosia również to zauważyła. Teraz zamartwia się, że Bubuś umrze. Można by powiedzieć, że to tylko chomik, więc nie ma co rozpaczać. Jednak jest to ten jedyny, najważniejszy chomik. Tosia wytworzyła z nim więź. Jednocześnie mimo, że jest tylko siedmioletnią dziewczynką, zaczyna zdawać sobie sprawę, iż w nieodległej przyszłości, Bubusia już nie będzie. A my staramy się ją na to przygotować...

Nie jestem pedagogiem, psychologiem też nie. Nie jest to blog parentingowy. Jednak bycie ojcem jest istotną częścią mnie. Nie potrafię odizolować tego aspektu mojego ja i zostawić go gdzieś obok. I mimo, że nie posiadam odpowiedniego wykształcenia, mam niestety pewien bagaż doświadczeń w rozmowach o śmierci. Smutnym faktem jest, iż stanowi ona część mojej pracy. 

Moi pacjenci żyją krócej niż ludzie. Znacznie krócej. Jestem świadkiem osobistych dramatów praktycznie codziennie. Dorosłym jest bardzo ciężko. Bywa, że kompletnie nie radzą sobie z emocjami. Dzieciom jest podwójnie ciężko. Tym mocniej, że śmierć zwierzęcia jest często ich pierwszym doświadczeniem straty. Straty, której kompletnie nie rozumieją. Cierpią taki sam ból, jak dorośli, którzy niekiedy nie potrafią pomóc im go przetrwać. Niektórzy wręcz boją się rozmawiać o śmierci, ze swoimi dziećmi.

Rodzice podchodzą do tematu różnie. Są tacy, którzy starają się stworzyć iluzję świata bez śmierci. Wspominałem kiedyś pana, który po stwierdzeniu zgonu chomika, biegł do sklepu aby kupić kolejnego, takiego samego. Zanim córka wróci ze szkoły. Inni rodzice używają różnych kłamstw, które tłumaczą zniknięcie zwierzęcia, a omijają fakt zgonu szerokim łukiem. Mówią, że uciekł, albo że poszedł do szpitala i wróci jak będzie zdrowy. Oba te stwierdzenia pozwalają dziecku myśleć, że jest szansa na to, iż może odzyskają kiedyś zwierzę. 

Mogę się mylić, uważam jednak że najgorsza prawda jest lepsza, od najsłodszego kłamstwa. Ono zawsze wychodzi na jaw. Zastanawiam się jak będzie czuć się córka wspomnianego mężczyzny, gdy dowie się, że latami była okłamywana i że jej ukochany chomik jest już czwartym, czy piątym z kolei. Jestem przekonany, że będzie miała żal. Moi drodzy, nikt nie lubi być oszukiwany. Dzieci Wam ufają, wierzą że Wasze słowa są prawdziwe. Jeśli przekonają się, że kłamaliście w jednej sprawie, to będą się dopatrywać oszustwa w innych sytuacjach. 

Bywa, że dorośli mówią o tym, że zwierzę odeszło, jednak forma informacji jest totalną porażką...
Do gabinetu weszła rodzina z kotem. Rodzice i dwójka dzieci. Na mój widok młodsza, na oko sześcioletnia dziewczynka, zaczęła szlochać i błagać rodziców "nie dajcie mu go zabić! on go uśpi tak jak Tofika!". Zgłupiałem, szczęka mi opadła, w końcu zdołałem zapytać co tu się wyprawia? Ojciec wyprowadził dzieci, a pani uśmiechając się promiennie zaczęła opowiadać. Mieli kota, który zachorował rok temu, niestety cała sprawa skończyła się eutanazją. Po powrocie do domu powiedzieli córce, że zabrali kota do weterynarza, ale ten nie leczył tylko powiedział, że trzeba uspać. W rezultacie dziewczynce weterynarz kojarzy się z człowiekiem, który zabija koty. Poza tym, jak była młodsza, to rodzice straszyli ją, że gdy będzie niegrzeczna to zabiorą ją do weterynarza i ten zrobi jej zastrzyk. Uwielbiam, gdy robi się ze mnie Beboka, czy innego stracha!

Jestem przeciwnikiem okłamywania dzieci. Mają prawo znać prawdę. Istotne jest jednak, w jaki sposób ją przedstawimy. "Poszliśmy do weterynarza i ten go uspał" jest zwykłym zrzeknięciem się jakiejkolwiek odpowiedzialności. "My chcieliśmy pomóc, zabraliśmy do weterynarza, a ten zły człowiek uspał. Kochanie to nie nasza wina, to weterynarz. Wiesz, ten co robi zastrzyki niegrzecnym dzieciom", tak rozmawiają z dziećmi ciule, nie rodzice. Dziecko to nie mały idiota, dlatego nie rozmawia się z nimi, jak z idiotą. 

Nie da się dobrze przygotować na śmierć, ona zawsze będzie ciosem. Dla nas, dla dzieci, wszystko jedno. Myślę jednak, że warto z nimi rozmawiać na jej temat. Niech wiedzą, że zwierzęta żyją krócej niż my. Że starzeją się i chorują. Niech nasze dzieci wiedzą, że ten ich chomik pewnego dnia umrze. Nie ucieknie, nie pójdzie do szpitala, czy wyjedzie na wakacje. Umrze, bo taka jest kolej rzeczy. Wiedza ta nie zlikwiduje bólu po stracie, sprawi jednak, że śmierć zwierzęcia nie będzie totalnym zaskoczeniem. 

A jak z eutanazją? Miałem okazję przeprowadzać ładnych parę rozmów na ten temat. Z dziećmi w różnym wieku. Nie, nie chciałem tego robić. Nie mam ku temu ani wykształcenia, ani predyspozycji. Ale były to sytuacje, gdy rodzice całkowicie wymiękli. Ktoś musiał pogadać z tymi młodymi istotami, o tym co się właśnie dzieje. O cierpieniu nie do zniesienia i braku możliwości pomocy. Wytłumaczyć, że jeśli się kogoś kocha to nie można pozwolić mu cierpieć. Najgorsze rozmowy w moim życiu. Ale wiecie co? Mimo łez i wielkiego bólu, wszystkie te dzieciaki świetnie rozumiały powagę sytuacji. Pamiętam pewnego ośmiolatka, który wręcz pocieszał swoją rozhisteryzowaną matkę, a mi powiedział "wiem, że nie może pan mu pomóc. Nie chcę, żeby cierpiał. Niech zaśnie, proszę." Gdy poszli w końcu do domu ryczałem jak bóbr. Mądry dzieciak. 

Pamiętajcie jednak, że to Wy jesteście dorośli. To wy decydujecie o eutanazji, nie dziecko. Nigdy!

Dzieci rozumieją więcej, niż my dorośli jesteśmy w stanie przyznać sami przed sobą. Wydaje mi się, że one nie chcą abyśmy wygładzali im świat. Wierzą w to co mówimy, dlatego zasługują na szczerość. Gdy zwierzę odeszło, albo musi odejść, mają prawo o tym wiedzieć. Nie okłamujmy ich tylko dla tego, bo tak jest nam łatwiej.

A co potem? Potem dajmy dziecku czas na żałobę. Niech opłacze swojego przyjaciela. Niech pokrzyczy na wszechświat albo zamknie się w swoim pokoju. Wszyscy mamy prawo przeżyć swoją żałobę i poradzić sobie ze stratą na swój własny sposób. Teraz już nic nie mówmy. Możemy przytulić i posłużyć ramieniem, w które można ronić łzy i wycierać smarki. I nie mówcie, że to tylko zwierzę, nie każcie się brać w garść. Takie rady możecie sobie wsadzić w buty. "Teraz już nie cierpi" jest dobrym zwrotem. A najlepiej nie mówicie już nic. Na rozmowy czas był wcześniej i przyjdzie znowu potem.

Nie jestem ani pedagogiem, ani psychologiem. Może mylę się pod każdym względem. Każdy musi wyrobić sobie własną opinię i rozważyć, czy przybliżanie dzieciom tematów ostatecznych jest właściwe. Ja chcę aby moje dzieci wiedziały. Antosia zdaje sobie sprawę, że każde życie kiedyś się skończy. Wiem, że będzie rozpaczać, gdy Bubuś w końcu odejdzie do chomiczej Walhalli. Mam jednak nadzieję, że nasze rozmowy na tematy pomogą jej przetrwać ten moment. I gdy już nadejdzie ta chwila, odprawimy porządny chomiczy pogrzeb. Potem usiądziemy na kanapie, aby tulić i milczeć. 

Komentarze

  1. Nie każdy psycholog czy pedagog jest mądrym, wrażliwym, empatycznym człowiekiem. Ale każdy mądry, wrażliwy, empatyczny człowiek może być dużo bardziej pomocny niż niejeden specjalista od ludzkiej psychiki. Twoje rady są wspaniałe, a to, co radzisz rodzicom dziecka po śmierci zwierzęcia - jest strzałem w dziesiątkę. Chapeaux bas!

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja także uważam , że skoro mówimy dzieciom , że ktoś nowy dołączył do naszej rodziny czyli po prostu się urodził, tak samo powinniśmy mówić im o śmierci.
    Świetny post, brawo!
    A tak swoją drogą przypominają mi się słowa p. Krystyny Jandy , że w gabinetach i poczekalniach weterynaryjnych uczymy się empatii - miłość między człowiekiem a jego bratem (lub siostrą) mniejszym jest widoczna gołym okiem.
    Pozdrawiam D.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz