Czym jest dyżur (a czym nie)?

Ten przeklęty dyżur! Jedyna rzecz jaką zmieniłbym w swojej pracy to konieczność dyżurowania. Nienawidzę wprost! Wszyscy śledzący moją działalność internetową,  wiedzą że przyczyna tego jest prosta: opiekunowie zwierząt nadużywają dyżuru. W ośmiu przypadkach na dziesięć, zwierzę jest albo chore od długiego czasu, lub jego przypadłość można określić "zawracaniem dupy', jak słynny telefon o 3.00 nad ranem bo kleszcz. Jestem nerwusem i w danej chwili takie "nagłe" przypadki po prostu wywołują u mnie agresję. Analizując jednak na chłodno setki podobnych sytuacji, można dojść do wniosku iż przyczyną jest nie złośliwość i chęć przerwania mojego wypoczynku, a po prostu niewiedza. Może więc spróbujmy ustalić czym jest dyżur i czego można się spodziewać po wizycie w nocy/po godzinach.

Zacznijmy od oczekiwań. Wielu ludzi  spodziewa się, że w trakcie interwencji nocnej mogą oczekiwać pełnego zakresu usług, jakie oferuje nasza przychodnia. Wiem bo sami o tym mówią. Liczą na pełną diagnostykę już, teraz, o północy. Najlepiej, żeby dodatkowo czekała na nich pełna obsada lekarska. Niczym nadzwyczajnym są nocne telefony z żądaniem USG, gdyż pies ma biegunkę od rana. Wielu jest takich, którzy przychodzą w niedzielę z kotem, jego kałem i moczem, wykłócając się o przeglądowe badanie krwi, bo w tygodniu nie mają czasu. Tymczasem nie tak to działa.

Dyżur, obojętnie czy nocny, czy świąteczny ma na celu doraźną pomoc w przypadkach nagłych. Wykonuje się na nim te czynności, które mają bezpośredni związek z zaistniałą sytuacją i opanowaniem jej w takim stopniu, aby pacjent mógł przeżyć do czasu, gdy będzie można poddać go konsultacji, wykonać szerszą diagnostykę albo wysłać do szpitala. Ani ja się nie spodziewam, ani Wy nie powinniście się spodziewać postawienia ostatecznej i pełnej diagnozy w wigilię po kolacji.

Na dyżurze robimy to co ma bezpośredni związek z awarią. Nie rozdrabniamy się i nie zajmujemy przewlekłymi problemami. Pamiętam takiego opiekuna, który przywiózł psa we wstrząsie termicznym. Zwierzę było jedną noga w grobie, mnie pot ciekł z nerwów po plecach. Uwijałem się, aby jak najszybciej zatrzymać rozregulowaną machinę termoregulacji i sprowadzić organizm do punktu względnego bezpieczeństwa. Niestety właściciel nie do końca rozumiał co się dzieje. Cały czas dowcipkował, a gdy tego nie robił zadręczał mnie pytaniami. A to profilaktykę "zerknie pan co możemy przy okazji zaszczepić?". A to o jakieś drobne przypadłości w stylu "bo on gubi włosy" lub "coś się po uchu drapie". Tak się nie da pracować. Prosiłem raz i drugi aby jegomość dał mi teraz działać, bo to nie pora na pogaduszki. W końcu musiałem go pogonić do poczekalni.

Gdy lekarz walczy o życie Waszego stwora, dajcie mu spokój. Nie pytajcie i nie wciągajcie w rozmowę, to strasznie rozprasza. A skupienie to rzecz istotna. Jeśli będę potrzebował informacji zapytam. A na Wasze pytania odpowiem potem. Nie pytajcie też co pięć minut, czy wszystko będzie dobrze. Jeśli trafiliście na dyżur = nie jest dobrze, a lekarz nie jest wróżką i nie zna przyszłości. Dokładamy starań, aby finał był pomyślny. Nie zawsze jednak udaje się uratować pacjenta.

Mimo, że dyżur ma swoje ograniczenia nie oznacza to, że sprowadza się do podania leków z nadzieją, że do rana zwierzę jakoś wytrzyma. Zakres czynności ustala zaistniały problem. To, że nie wykonujemy wszystkich badań dodatkowy nie równa się, całkowitej rezygnacji z ich wykonania. USG i RTG są pomocnymi narzędziami, które często dają sugestię co do dalszego postępowania. Wszystko zależy od sytuacji. Nie każda sraczka wymaga natychmiastowego USG, nie przy każdej bolącej łapce robimy w nocy RTG. Podobnie z chirurgią. Zwierzę wymaga zabiegu teraz, to zostanie on wykonany.

Zakres usług na tzw. dyżurze, zależy także od samego zakładu leczniczego. Od posiadanego sprzętu, od tego czy to dyżur komórkowy jednego lekarza, czy całego zespołu w całodobowej placówce. Te drugie z reguły mają większe możliwości. Warto wiedzieć, gdzie jest najbliższa całodobowa lecznica. Istnieją także takie miejsca, gdzie pacjenci są przyjmowani tylko w nocy. Pogadajcie ze swoim lekarzem o tym co i gdzie możecie zrobić, gdyby wystąpiła nagła awaria.

Na koniec chciałbym poruszyć jeszcze jedną kwestię. Niektórzy ludzie nie korzystają z dyżuru, mimo tego że sytuacja ich do tego upoważnia. Niekiedy przez brak środków. Na to wpływu nie mam. Wszyscy wiemy, że leczenie zwierząt jest stosunkowo drogie, ale to nie jest post o kosztach usług weterynaryjnych. Istnieje także spora grupa ludzi, która wstydzi się zadzwonić. Albo wręcz się boi. Posądzenia o panikarstwo, niezadowolenia czy gniewu lekarza. Powiem tylko tyle: jeśli dany zakład lecznicy decyduje się na prowadzenie dyżurów, tzn. że liczy się z tym iż ktoś będzie z nich korzystał. Owszem, każdy woli spać w nocy niż pracować. Jednakże jeśli Wasza potrzeba jest nagła to nikt nie będzie Wam robił wyrzutów. Jeśli trzeba nie zastanawiajcie się tylko dzwońcie lub jedźcie. Tym bardziej, że bywa iż czas gra na niekorzyść Waszego zwierzaka. Jeżeli tylko nie będziecie traktować dyżuru na zasadzie "wolę w nocy bo wtedy mam czas" i nie będziecie czekać do ostatniej chwili "bo może przejdzie", to nikt nie będzie miał do Was pretensji. Serio. My też jesteśmy ludźmi.




Komentarze

Prześlij komentarz