Skąd się bierze fenomen małych stworzeń? Rzecz o szczurach, myszach, chomikach i innych ex-szkodnikach



Na początku chciałbym nadmienić, że przez całe studia i do momentu, w którym zacząłem praktykować, na samą myśl, że będę leczył gryzonie, króliki i inne tam takie, tarzałem się ze śmiechu. Ja?! W życiu. Będę leczył zwierzęta od 15 kg wzwyż i koniec. A potem poszedłem do pracy. Teren na którym praktykuje, nie jest zbyt zasobny w zwierzęta gospodarskie
i okazało się, że 90% czasu spędzam w ambulatorium, w przychodni. Wtedy doznałem szoku kulturalnego. Pomijając fakt, że większość psów waży mniej od klasycznego kota, to
w dodatku ludzie przynoszą różne micro-stworki. Królik to jeszcze jest duży. Na stole lądują chomiki, myszy, szczury, koszatniczki, świnki morskie, szynszyle, jeże i cała reszta towarzystwa poniżej 0,5 kg. I młody lekarz uświadamia sobie, że te małe istoty także mają swoje problemy. A niestety chętnych do przyniesienia im pomocy nie ma zbyt wielu. Większość lekarzy jak widzi klienta z pudełeczkiem w ręce chowa się pod stół.


Zastanawiałem się dużo skąd ta popularność. Okazuje się, że istnieją dość logiczne argumenty za utrzymywaniem takich zwierząt. Pożyteczność nie jest jednym z nich, jednak większość z nas nie po to przygarnia zwierzaka. W sercu wielu ludzi istnieje duża potrzeba możliwości opieki nad innymi - niekoniecznie innymi ludźmi :] Poza tym zwierzę, wnosi do naszego życia nieco, no... życia. Wracamy do domu coś się rusza, czeka na nas, domaga się jedzenia, pieszczot. Tak bezwarunkowo. Wiem, wiem wystarczy wejść w trwały związek
i mamy podobnie. Jednak to nie to samo. Miłość do zwierzęcia to jednak inny rodzaj przywiązania. Drugi człowiek nie jest od nas bezwzględnie zależny, poradzi sobie sam, nie umrze jak mu jedzenia do miski nie nasypiemy (wyjątkiem są dzieci, ale może nie zapędzajmy się :]). 


Niestety w dobie postępu mamy coraz mniej czasu. Pies czy kot wymaga olbrzymiego zaangażowania, a my nie zawsze jesteśmy w stanie zapewnić im tego wszystkiego co potrzebują. Gonimy za chlebem, za karierą. I tutaj właśnie idą nam
z pomocą ci najdrobniejsi bracia mniejsi. Ze względu na swe rozmiary, nie potrzebują dużej przestrzeni - klatka zapewni im takie warunki, żeby żyć w komforcie. Nie wymagają spacerów. Wystarczy otworzyć im drzwiczki i pozwolić pobiegać po mieszkaniu.


Wielu argumentuje, że pod względem uczuć to nie to samo co pies albo kot. Czy to prawda? Chyba nie. Właściciele drobiazgu, których miałem okazję do tej pory poznać, dają świadectwo tego, jak bardzo większość z tych zwierząt socjalizuje się z człowiekiem. Do najbardziej towarzyskich należą szczury, świnki morskie, króliki i troszkę mniej myszy. Te stworzenia domagają się kontaktu z właścicielem. Odpowiednio traktowane oddają Wasze uczucia z nawiązką. Całkiem podobnie jak pies, tylko skala inna. 


Oczywiście są gatunki, które towarzyskie nie są. Chomiki, z reguły, do szczęścia potrzebują tylko domku, kołowrotka i pełnej miski, my jesteśmy wyposażeniem opcjonalnym. Podobnie różne gatunki wiewiórek, lepiej się czuja w swoim własnym towarzystwie i nawet po długim mieszkaniu z człowiekiem potrafią być płochliwe. Myślę jednak, że nawet gdy wyłączymy bliskie kontakty to obserwacja zwierząt w trakcie ich codziennych czynności przynosi dużo radości. I spokoju.


Jak zawsze w życiu i tu pieniądze odgrywają rolę. Gro tych zwierząt jest relatywnie tanie
w zakupie od kilku do kilkudziesięciu złotych. Później, jeśli zwierzę nie choruje, to koszty utrzymania również nie są kolosalne. Więc na takiego szczura, czy królika większość z nas może sobie pozwolić.


Nie ukrywam, że leczenie takich zwierząt przysparza wielu problemów. Ale także frajdy. 
O perypetiach małych pacjentów i kilku ciekawych, czasem smutnych przypadkach napiszę następnym razem. Trzymajcie się :]




Komentarze

  1. Część z tych zwierzaków jest, ale jakby ich nie było. Ani wziąć na ręce ani pogłaskać... Jakoś to do mnie nie przemawia :) Aczkolwiek skoro są ludzie, którzy hodują takie maleństwa, to ja będę gotowa je leczyć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przez całe studia zarzekałem się, że będę bydło leczył - życie zweryfikowało :] Obecnie praca z drobiazgiem sprawia mi dużo radości. A zwolenników tych stworzen jest krocie :]

      Usuń
    2. O to to! I jeszcze wszelka gadzina, do gryzonia i zajęczaka to jeszcze człowiek może się przytulić, ale wąż, inny jaszczur czy żółw? To jest dopiero wyzwanie!

      Usuń
  2. Gady odsyłam do tych co się znają :) jedyne co robie to obcinanie dziobów u żółwi. Nie można leczyć wszystkiego, gaddemit

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  4. Mam teraz pięć kotów, ale kotomanię zaczęłam od... Szczurków! Wbrew pozorom to bardzo podobne zwierzaki pod względem emocjonalnym (chociaż szczury są chyba jednak inteligentniejsze i bardziej przewidują konsekwencje swoich działań ;)). Jeszcze z dziesięć lat temu nie umiałam znaleźć weterynarza, który by się zajął szczurami. Dopiero dzwonienie po wszystkich gabinetach doprowadziło mnie do weta, który podobno zajmował się gryzoniami. Yhym. Tylko na tyle, że gołym okiem zerknął na szczurzynkę i powiedział "nowotwór, niestety nie operujemy gryzoni" :/

    Dobrze, że sytuacja się zmienia! Teraz nawet u naszej kotowetki często widuję ludzi z malymi transporterkami (dla psa mieliśmy innego lekarza, dogoweta, niby psów już kilka lat nie ma, ale kotowetka została :D). Idę czytać dalej :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz