Jedna niedziela z życia weterynarza cz. II

W moim ulubionym świecie fantastycznym, Świecie Dysku Terrego Pratchett'a, największa klątwa brzmi: "Obyś żył w ciekawych czasach!". Parafrazując, w Świecie Weterynarii najstraszliwszym przekleństwem byłoby: "Obyś miał ciekawy przypadek!". Tak się składa, że całkiem niedawno, w jeden z poprzednich weekendów, miałem takowy.
A było to tak...

Sobota 8.00. Dotarłem do Przychodni i przygotowywałem się do pracy - bzdury, przebrać się, zrobić kawę, ponarzekać że wiosna nie chce nadejść. Nagle rozwrzeszczał się mój telefon, "Red Hot Moon" poniósł się echem po ambulatorium. Dzwoni kolega z pracy - szczęściarz ma wolną sobotę. Mówi, że za chwilę przyjadą jego klienci z ośmioletnim maltańczykiem. Państwo podobno kochają psa nad życie, a dnia poprzedniego coś się stało i dziwnie się teraz zachowuje.

Wkrótce dotarli, bardzo przejęci. A pies? Żadna tragedia, chodził po gabinecie z ogonem w górze, wąchał wszystko wokół, posikał regał. Niby nic. Pytam, co państwa sprowadziło do nas. Okazało się, że pies był wczoraj u fryzjera. Jakoś nie był to chyba jego dzień, gdyż bronił się, zapierał, w rezultacie w trakcie zabiegów groomerskich przewrócił się
i zesztywniał, ale chyba nie utracił przytomności. Trwało to parę sekund i wstał. Od momentu, gdy wrócił do domu leżał, nie chciał chodzić, nie jadł, miał dreszcze i bardzo ziajał. Dlatego się zmartwili i przyszli. 

Biorę się za badanie. Praktycznie brak odchyleń od normy. Jedyne co było nie tak to bolesność szyi i jej kręcz (stałe  lub chwilowe zgięcie w jedną stronę). Szyja bolała dość mocno. Gdy właściciele próbowali go dotknąć w tej okolicy odsuwał się, kiedy ja próbowałem gryzł. Dostał silny środek przeciwbólowy i odesłałem psa do domu. 

Między 9.00 a 12.00, pani dzwoniła z pięć razy. Panika totalna. Pies dalej dziwny,
w dodatku miał rozwolnienie. Poprosiłem o przyjazd raz jeszcze. Kręcz ustąpił, szyja nie bolała, pies taki jak przedtem. Poprosiłem, żeby dali psu trochę luzu, nie głaskali, nie mówili do niego, nie użalali się nad nim - emocje udzielają się zwierzętom. Pojechali do domu. Ja również.


Niestety miałem dyżur. między 12.00-17.00 zmartwiona właścicielka dzwoniła z trzy razy. Raz z pewnym wyrzutem. "Bo wie Pan, ja mu zmierzyłam temperaturę i on ma 38,3 st. C!". Wyjaśniłem, że to jest temperatura normalna. Pani oczywiście przez całą sobotę wisiała na psie i się nad nim cały czas martwiła. Ostatni telefon miałem o 23.00. Umówiliśmy się
w Przychodni. Nie pomogę przez telefon, a maltańczyk podobno czuł się coraz gorzej.


00.00 Badamy się. W badaniu ogólnym bez zmian (tętno, oddech, błony śluzowe, temperatura itd). W badaniu szczegółowym ukierunkowanym neurologicznie: wszystkie próby w normie, poza tym, że 1) nie miał czucia skórnego od nasady głowy aż do łopatki, 2) nie potrafił zginać szyi w dół. Poszedł spać ("głupi jaś"), zrobiłem zdjęcia RTG. Brak ewidentnych zmian. Jedynie w trzeciej przestrzeni międzykręgowej zwiększone zaciemnienie - sugerujące zwapnienie krążka międzykręgowego. Objawy pasują. Wstępna diagnoza jest. 

Spotkaliśmy się w niedzielę koło 12.00. Lepiej się czuł, ale był niespokojny. Właściciele donieśli, że leży w pozycji sfinksa - z głową do góry. Wprowadziłem leczenie z godne
z wynikami nocnego badania. Wypisałem czopki uspokajające, na wypadek, gdyby był niespokojny. Umówiliśmy się na poniedziałek na badanie krwi, aby wykluczyć zmiany narządowe. Rozeszliśmy się do domów.


Noc miałem zarwaną, niedzielnych przyjęć dużo, więc po powrocie do domu poszedłem uciąć sobie drzemkę. Nie było mi dane. Ledwo przysnąłem i... Zadzwoniła Pani od maltańczyka. Bo niespokojny, bo dyszy, bo ona nie wie co mu jest. Pomijam fakt, że już drugi dzień tłumaczę jej co i jak. Przypomniałem o czopkach i tyle.

Gdy zobaczyłem, psa w poniedziałek przeraziłem się. Posypał się neurologicznie całkowicie. Niezborny, nieświadomy, większość prób pozytywnych. Pobrałem krew (swoją drogą bez odchyleń od normy) i zintensyfikowałem leczenie. Na szczęście to nagłe pogorszenie ustąpiło w ciągu doby i następne dni czuł się coraz lepiej i lepiej. Leczenie i czas, przy schorzeniach neurologicznych nie można być niecierpliwym. I byliśmy na dobrej drodze. Przez tydzień.

Maltańczyk znowu ma pogorszenie. Najmniejszy mikrouraz szyi powoduje, że pojawiają się objawy neurologiczne. Pracuję w małym mieście, możliwości diagnostyczne wyczerpałem. Dlatego skierowałem psiaka do specjalisty, na uczelnię. I czekam na wyniki badań neurologa. Ciekawość mnie zżera. Szkoda mi tylko, że maltańczyk musi być ciekawym przypadkiem.

Komentarze

  1. Wyjaśniła się w końcu zagadka Maltańczyka? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jamistość rdzenia w odcinku szyjnym. Zrobili na uczelni psu rezonans magnetyczny. Warto korzystać z badań dodatkowych :]

      Usuń
  2. Terry Pratchett! Już wiem, skąd u Ciebie lekkie pióro i TEN rodzaj humoru :D

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz