Zatrucie trutką na ślimaki - przypadek z życia wzięty.

Było nudne czwartkowe popołudnie. W Przychodni niewiele się działo. Niewielu pacjentów, piję kawę i czytam internet. Mimochodem zerkam przez okno. W stronę Przychodni truchta pani, a za nią wlecze się wyżeł niemiecki szorstkowłosy. Ale jak dziwnie idzie, zatacza się, kluczy, jakiś taki błędny. Przechodzę do ambulatorium...

Pytam, co pies by sobie życzył. Pani, lekko zdenerwowana, wyciąga z torebki pogryzione kartonowe pudełko. "Czy zjedzenie tego jest niebezpieczne? Bo maks pogryzł to, gdy byłam w pracy" pyta. Biorę od niej opakowanie, czytam. Oż w mordę jeża. Środek przeciwko ślimakom. Szlag, na to się umiera i to niezbyt przyjemną śmiercią. Szukam na kartonie informacji o antidotum. "Brak specyficznej odtrutki. Leczenie tylko objawowe". No to fajnie. Badam psa...

Pies chodzi, ale nie wie gdzie jest. Nie reaguje na imię, hałas, brak odruchu na grożenie, źrenice słabo reagujące, asymetryczne (lewa poszerzona, prawa zwężona). Błąka się po gabinecie, kręci w kółko, ma hipermetrię przednich kończyn (hipermetria = w trakcie poruszania się, patologiczne wydłużenie krok), zad niezborny, zarzuca jakby żył własnym życiem.
W dodatku silne drżenia mięśniowe i przeczulica przy dotykaniu.


I co robić dalej? Jeden z moich profesorów na studiach zwykł odpowiadać na takie pytanie: "Leczyć, moi koledzy, leczyć". Więc leczę. Wenflon w żyłę, leki przeciwdrgawkowe do żyły, następnie długa i obfita kroplówka. Pies odjechał. Leży jak trup. Oddech w porządku. Rytm serca zmienny, raz zapiernicza jak stado koni, raz jak żółw. Nic innego nam nie pozostaje tylko czekać i kropić.
I czekać. I kropić. I czekać. I kropić. I czekać. I kropić. Można by podać jeszcze jakiś lek wiążący truciznę doustnie, ale pies wymiotuje. Więc pozostaje: czekać.
I kropić. I czekać. I kropić.



(Maks na stole w trakcie kroplówki, nieprzytomny)

Kroplówka trwała dwie i pół godziny. W międzyczasie pies wracał do przytomności i tracił ją kilkukrotnie. Jak wypuszczałem go do domu to błony śluzowe robiły się lekko żółte, co świadczy o uszkodzeniu wątroby. Tłumaczę pani, że dwie/trzy doby będą krytyczne, a rokowanie jest ostrożne w stronę niepomyślnego. Proszę, żeby przyszła rano na kolejną kroplówkę - jeżeli będzie jeszcze żył. Jeśli umrze w nocy, niech da mi znać.

Przychodzę w piątek do pracy. Czekam godzinę, dwie. Psa nie ma. W końcu wchodzi do poczekalni. Zadowolony, merdający, choć na mój widok lekko się przeraził. Kontynuujemy leczenie jeszcze przez kilka dni. Trochę mi ulżyło, ale jeszcze nie daję się ponieść entuzjazmowi. Zrobiłem mu badanie krwi. Normy dla wątroby dziesięciokrotnie przekroczone. Jednak pies jest młody, a wątroba ma zdolności regeneracyjne. Chyba będzie żył.


Ku przestrodze, dla właścicieli psów. Dla Was trutka na ślimaki jest ZAKAZANA. Preparaty te są, dla psiaków atrakcyjne smakowo i chętnie ją zlizują. Jeżeli zależy Wam na dobru waszego zwierzaka, musicie się nauczyć żyć ze ślimakami.

Komentarze

  1. Pierwszy raz o tym słyszę, ale faktycznie takie rzeczy niestety mogą nam się zdarzyć. Dlatego trzeba moim zdaniem cały czas dbać o swojego psiaka i po prostu go pielęgnować. W moim przypadku wygląda to tak, że zamawiam pupilowi specjalne kosmetyki dla psów https://sklep.germapol.pl/pl/kosmetyki-rozne_perfumy i raz na jakiś czas przeprowadzam mu cały zabieg pielęgnacyjny.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz