Jak zostałem weterynarzem

Na przekroczone 10.000 wyświetleń. Wynik może niezbyt imponujący, jednak zaczynając pisać tego bloga nie sądziłem, że ktoś go będzie czytał. Formę założyłem również inną, a potoczyło się po swojemu. Więc, dziś o tym jak to się w życiu układa. Po swojemu.


***

Czasem w momencie zadumy zdarza mi się wspominać, drogę, która doprowadziła mnie do miejsca, w którym jestem obecnie*. Jakby się zastanowić, to prawie się nie udało. Ale skąd w człowieku, w którego rodzinie nie ma żadnych tradycji medycznych, tym bardziej weterynaryjnych, chęć do zostania nieludzkim lekarzem? Nie potrafię odpowiedzieć, stało się i już. Wszechświat pchał mnie nieubłaganie w tym kierunku.

Muszę zacząć od tego, że byłem dziwnym chłopcem. Wszyscy koledzy bawili się samochodami. Ja miałem stado plastikowych zwierząt. Dostałem kiedyś piętrowy garaż, pięknie służył mi za oborę / zoo, natomiast TIR laweta był wykorzystywany do transportu mojej menażerii. I miłość do książek oraz programów przyrodniczych. Małe bodźce <pstryk> <pstryk>. Mój świat ogniskował się na zwierzętach. Kochałem wszystkie. Ciekawiło mnie każde życie. Mając jakieś 5 lat i nie wiedząc, że istnieje ktoś taki jak weterynarz, postanowiłem zostać przyrodnikiem. Nie do końca orientowałem się o co chodzi, ale jakoś to słowo pasowało do moich oczekiwań.

Z wiekiem, wszystko powoli się krystalizowało. Nie bawiłem się już modelami zwierząt, jednak czytałem każde ilości książek, w których traktowano o zwierzętach. W szkole uwielbiałem biologię. Gdzieś w gimnazjum zacząłem oglądać Animal Planet, a program "Schronisko Battersea" uświadomił mi, że chcę być wetem i pomagać tym wszystkim biednym czworonogom. 

Na nieszczęście jestem alergikiem. Jakoś w wieku 14 lat moja lekarka powiedziała "Łukasz, są trzy zawody, których NIGDY nie wolno Ci wykonywać: bibliotekarz, weterynarz i piekarz". Byłem zdruzgotany, ale szybko doszedłem do wniosku, że można przecież leczyć ludzi**. Aż do końca drugiej klasy liceum wmawiałem sobie, że chcę być lekarzem. Serio. W głębi serca nie chciałem. Nie ludzkim. Ale dawne pragnienie zakopałem głęboko.

Jakakolwiek kariera medyczna stanęła pod znakiem zapytania na początku liceum. Miłość do muzyki, imprezy i namiętne granie we wszelkie gry komputerowe. Szybko się uzależniłem [od gier] i nauka zniżkowała. Same truje w porywach, z fizyki 2 naciągane. Na szczęście się obudziłem i wziąłem do roboty. Po pierwszej klasie pojawiły się wątpliwości dotyczące drogi życia. Ludzie coraz bardziej mnie denerwowali, zaczęli budzić niechęć. Cały ten szajs i niedoskonałość istoty ludzkiej, jej arogancja oraz hipokryzja. Fuck the system! I takie tam. Doły, wycofanie, mrok na duszy*** W końcu, coś gdzieś z tyłu głowy zaczęło krzyczeć "miałeś kiedyś marzenia!". 

Olałem zalecenia lekarskie. Zdałem maturę, dostałem się na Wydział Medycyny Weterynaryjnej. Skończyłem po 5,5 roku. Było ciężko****. Geniusz ze mnie żaden. Zwykle gdy zaliczało 75% miałem 74 ;] Mistrz drugich terminów to ja. Jednak kułem, nabawiłem się nerwobóli i mam co sobie założyłem. Opłacone potem, łzami i krwią *****.

Poszedłem do pracy i... Muszę się użerać z ludźmi. Mimo to warto. Jakbym wiedział to wszystko co wiem, znów zrobiłbym tak samo. Mimo, że czasem chcę powiedzieć tak:




PS. Muszę tu podziękować osobie, bez której NIC bym nie napisał, mojemu osobistemu motywatorowi i pierwszemu recenzentowi. Dzięki Weruś.









* W przenośni, bo nie chodzi mi o to, co mnie doprowadziło do miejsca na kanapie, na której teraz siedzę, z laptopem na kolanach, w małym mieście w woj. Śląskim. Mówimy tu o tzw. METAFORZE (trudne słówko na dziś)
** Mizantropia dopadła mnie później
*** Dla ścisłości. Nie byłem żadnym, pieprzonym EMO. Byłem zwyczajnie mhroczny
**** Znam takich mądrali co studiowali 8 lat. Albo po 4 latach studiów wciąż byli na drugim roku, więc to że nie miałem repety poczytuję sobie za sukces
**** Raz zaciąłem się kartką i krew poleciała ehhh

Komentarze

  1. To trochę zabawne, ale moja historia jest bardzo podobna. Też alergik, zalecenia lekarza - tylko nie weterynaria, próba przekonania się do lekarskiego, wkurw na cały świat... I weterynaria :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo wiesz wszscy na wecie mają odchyły od normy ;)

      Usuń
  2. Czekałam na taki wpis :D Byłam niezmiernie ciekawa, gdzie studiowałeś i jak to się stało, że padło akurat na weterynarię. I w końcu się doczekałam ^^
    Ja ludzi nigdy nie trawiłam . . . Zawsze mnie irytowali i nie mogłam ich zrozumieć. A największy szlag mnie trafiał, kiedy mając serce przepełnione miłością do zwierząt, widziałam albo słyszałam o okrucieństwach, które człowiek potrafił wyrządzić tak bezbronnej istocie . . . Nie, ja ludzi nie mogłabym leczyć, zdecydowanie nie.
    Z tego co czytam to studia zakończyłeś na SGGW. Mnie się marzy Wrocław :3 Zakochałam się w tym mieście od pierwszego przyjazdu, a i bardzo dobre słyszałam opinie o weterynarii na UP. Nie wiem ile w tym prawy, ale w kwietniu Drzwi Otwarte, to się wybiorę i zobaczę ^^ Z ciekawości zapytam, jak bardzo ciężko było w Warszawie i czy masz jakieś w różnym przypadku odniesienie do weterynarii na różnych uczelniach?
    Sama nie wiem, jak to będzie, bo z chemią idzie mi ciężko, a matura za dwa miesiące, ale jeszcze jestem dobrej myśli i pewności, że mi się uda :D
    Pozdrawiam ciepło,
    Ada ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Còż, wszędzie dobrze gdzie nas nie ma :) mam znajomych po wszystkich czterech wetach (krakow i poznan to lipa) i wszedzie było ciężko. Na każdej uczelni inne przedmioty są uwalające. Ale prawda jest jedna: na weterynarii się nie studiuje tylko walczy na śmierć i życie :p

      Usuń
    2. Kraków mam jako drugą uczelnię z tego względu, że tam mieszkam, ale słyszałam różne opinie. Jedni chwalą, inni narzekają, a ja sobie powtarzam, że będę się tym martwić, jak zobaczę wyniki z matury. Bo tak mi się marzy weta, że gdziekolwiek bym się dostała, to byłabym najszczęśliwszym człowiekiem na Ziemi :D Zawsze można się przenieść po pierwszym roku ^^ Na blogu "Weterynaryjne Przygody" było piękne zdanie, które po przeczytaniu stało się moim ulubionym i pokazuję je każdemu, kto twierdzi, że weterynaria jest bez sensu, bo gorsza jest medycyna: "To nie są studia. Studia, to na przykład stosunki międzynarodowe - masz czas, życie i znajomych. To, co my mamy, to jest obóz koncentracyjny." No nie wiem, mam wrażenie, że student wety ma mniej życia niż student medycyny :P

      Usuń
    3. Medycyna to to samo ;) Tzn. nie powinno się mówić o weterynarii, ponieważ weterynaria to zaledwie chów i hodowla :) Po studiach z medycyny weterynaryjnej, po ukończonych specjalizacjach ma się tytuł lekarza. Po studiach z medycyny ludzkiej (czyli zwykluśkich lekarskich) też. Tyle, że ludzki lekarz ma chyba jednak luźniej... Jego życiem jest przede wszystkim jeden gatunek. W przypadku lekarza weterynarii właściwie wszystkie - nigdy lekarz weterynarii nie wie co go spotka - ale ze wszystkim musi sobie poradzić.

      Usuń
    4. Na szczęście nie musimy się znać na wszystkim :) W świat medycyny weterynaryjnej wkracza specjalizowanie się. Nie znam się na gadach, rybkach i dzikich zwierzętach więc ich nie leczę tylko odsyłam do tych, którzy się znają. Bo jak coś jest od wszystkiego to jest do niczego :P

      Usuń
  3. Na studiach nie masz życia, a po studiach żyjesz pracą ;) i jest taki dowcip, bardzo prawdziwy 'gdy studentowi prawa każesz nauczyć się książkę telefoniczną na pamięć to spyta , natomiast student weterynarii zapyta '

    OdpowiedzUsuń
  4. Chyba każdy alergik pragnie być weterynarzem! :D
    Mi zakazano weterynarii i ASP (bo rozpuszczalniki)...

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetnie napisany artykuł. Jak dla mnie bomba.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz