O słabości płci

Nie lubię wartości skrajnych. Zarówno nacjonalizm jak i skrajna lewicowość, jest dla mnie durnym zjawiskiem. Podobnie mam z szowinizmem i feminizmem - jedno i drugie jest równie głupie. Dlaczego o tym piszę? Nie chciałbym, żeby ktoś mi zarzucił sympatyzowanie z ruchami feministycznymi. Nic podobnego.

Mówiąc płeć słaba, pierwsza myśl to kobieta. Ale czy słusznie. W dobie chłopczyków w rurkach i z torebkami, można zwątpić w męskość, jednak nie chcę tu się rozwodzić nad gustami. Będzie o czymś troszkę innym, o płci słabej okiem weterynarza. Bo niestety, mi przestaje się ona kojarzyć z paniami...

Widok krwi wielu ludzi wprowadza w dyskomfort. Dlaczego? Nie mam pojęcia. Jedni właściciele głośno krzyczą, że fuj, inni jedynie odwracają głowę. Są tacy, których to nie rusza. Niestety niektórzy mdleją. I spoko, nie jest to wstyd, nikt na to nie poradzi. Tylko fajnie by było, gdyby jeden z drugim uprzedził. A większość mężczyzn się do takich skłonności nie przyznaje. Potem pojawia się kropla krwi i dup! leży na ziemi nieprzytomny. A ja nie wiem, czy mam psa łapać, czy cucić właściciela. Omdlenia zdarzają się równie często kobietom, jak i mężczyznom. Z tymi drugimi jest ten problem, że wstydzą się przyznać do słabości. "Ja zemdleć? Wie pan co, ja facet jestem hohoho", "ja mogę sam krew pobierać, co to dla mnie", "mnie to nie bierze, jestem honorowym dawcą krwi" i inne sranie w banie, a zwykle nie zdążę wbić igły w pacjenta, a delikwent już mi leci na podłogę. Dlategi mały apel: chopy, to nie wstyd jak robi się wam słabo. informacja ułatwi mi pracę, bo zawołam kogoś do trzymania psa. Noż, kurde!

Panowie częściej wychodzą do poczekalni bo będzie zastrzyk, bo krew, bo on mnie nie będzie lubił. Co raz więcej z nas zachowuje się jak niespełna rozumu, wpada w histerię, płacze bo pies złamał pazurek, przez całą wizytę całując zwierzę po nosku. Później tymi samymi ustami całują żonę - chyba. Ja nie oceniam, staram się być tolerancyjny. Kochajcie swoje zwierzęta, dbajcie, martwcie się. Ale nie róbcie z siebie wariatów. A jak źle działa na Was wizyta u lekarza, to wyślijcie kogoś innego. W ścisłej czołówce Rzeczy Przez, które Mam Ochotę Popełnić Morderstwo jest sytuacja jak ta...

Badam psa. Pies stoi na stole, pan stoi przy stole i cały czas gada do psa. No dobra, nie cały czas, bo są przerwy na całusy. Nieustannie słyszę "nie bój się <cmok, cmok, cmok> nic się nie stanie <cmok, cmok, cmok> nie będzie bolało <cmok, cmok, cmok> zaraz koniec <cmok, cmok, cmok>" i tak wciąż odnowa. Z przerwami na "czy go to na pewno nie boli" i dodatkowe <cmok, cmok, cmok>. Próbuję osłuchać psa i słyszę <cmok, cmok, cmok>. Pobieram krew i <cmok, cmok, cmok> nabiera na sile. Zastanawiam się czy pan pociesza siebie, czy psa i czy gdy uderzę Pana w zęby, to czy będzie mi to uznane za obronę konieczną. Ale nic nie mówię, bo właściciel przejęty, bo kocha, bo zaangażowany. I wszystko fajnie, tylko że przez jego siusiu-majtkowe zachowanie, pies jest przerażony. Zwykle tłumaczenie, żeby nie mówić do psa ginie w eterze. A biedne zwierzę nie wie, co gościu mówi, ale widzi że coś jest nie tak. W sytuacji normalnej właściciel nie robi tych wszystkich rzeczy. Kurdę, muszę się też bać, skoro on się boi!

Taki rozdygotany właściciel uniemożliwia normalny przebieg wizyty. Można by pomyśleć, że emocjonalne zachowanie powinno cechować płeć piękną. I owszem wiele Pań też tak robi, jednak zawsze wydawało mi się, że im to bardziej przystoi - mam nadzieję, że nie wychodzi ze mnie szowinista. U mężczyzny wygląda to tragicznie. Wstyd i płacz, zgrzytanie zębów i krakanie wron. Dlatego tutaj drogie panie chapeau bas. Często gęsto drobne kobiety lepiej postępują ze swoimi zwierzętami, niż ich kreujący się na macho mężowie/partnerzy/faceci/chłopakowie/itp. Chyba to właśnie jest przyczyną, że w stajniach większość obsługi to kobiety. Bywają bardziej ogarnięte.

Tak naprawdę do popełnienia tego wpisu pchnęło mnie coś, co obserwuję w kurniku w trakcie szczepienia. Nie wdając się w szczegóły, szczepienie wygląda tak, że lekarz siedzi sobie wygodnie, a osoby łapiące kury przynoszą je mu pod nos. Nie jest to ważne. U nas w okolicy jest jest jedna wyspecjalizowana w łapaniu grupa. Tworzą ją w 100% kobiety i robią to tak sprawnie, że aż dziw bierze. Co z tego, że same kobiety, ktoś może zapytać. Otóż to z tego, że to są tony przeniesione w rękach. Załóżmy, że kur jest 7 tysięcy, są krótko przed wejściem w nieśność i ważą ok. 2 kilogramów (waga średnia). Razem mamy 14 ton, szamoczących się, bijących skrzydłami i dziobiących ptaków. Pań do łapania kur jest sześć. Wychodzi z tego, że każda z nich w tracie kilku godzin szczepienia przeniesie w rękach 2,(3) tony, niosąc trzy wkurzone kury jednocześnie. I tak przez 20 lat na przykład. Ja po jednym razie miałbym ramiona do ziemi. Co jakiś czas ich szeregi zasila jakiś chłopek. Zwykle podrostek, który akurat ma wakacje i chce dorobić. Nigdy, żaden nie wytrzymał dłużej niż jeden dzień. W trakcie, gdy taki gagatek złapie trzy kury, kobitki mające już młodość dawno za sobą, potrafią zrobić dziesięć kursów. A na pierwszy rzut oka chłop jak dąb, cwany, wygadany. Godzinka na kurniku i wiotki. Tyle lat szczepień, a wciążnie to dziwi.

Podkreślałem wielokrotnie i podtrzymuję, że jestem daleki od generalizowania. Większość z nas, mężczyzn, zachowuje się tak jak facetom przystało. Niestety, coraz większa rzesza kogutów, zaczyna zamieniać się w kwoki. Może jestem staroświecki, ale czasem zadaję sobie pytanie "jak można być taką... trąbą". Ktoś wie?

Komentarze