Krótki post o sarence

Spacerując ze swoim psem, wędrujecie przez łąkę. Jest pięknie. Słońce świeci. Fauna próbuje Was ugryźć, ukąsić lub użądlić, natomiast flora funduje Wam katar sienny wszech czasów. Jest pięknie.
Nagle pies zaczyna szczekać na coś jak oszalały. Idziecie zobaczyć o co jemu znowu chodzi. Temu psu. Czyżby dojrzał jakiegoś wroga? Jakiegoś papierka po cukierku albo padlinę..

Ku Waszemu zaskoczeniu, pies szczeka na małą sarenkę. Jakaż ona jest słodka! Co robicie? Też pytanie! Bierzecie na ręce, tulicie, ściskacie. No i robicie selfie #takietamzsarenką. Będzie na insta. Potem odkładacie przerażone zwierzę na miejsce, bo jako miłośnicy natury wiecie, że tam jego miejsce i idziecie do domu...

A co się dzieje z sarenką?

Jak to co? Po prostu. Umiera z głodu. Gratuluję właśnie zabiliście Bambi.

Jak to?! Zawołacie.

Miło, że pytacie. Śpieszę z wyjaśnieniem.

Jako, że jest to "krótki post o sarence", będę się streszczał. Sytuacja wygląda następująco. Zaraz po porodzie  sarna zapamiętuje zapach swojego dziecka. Dziecko uczy się również jak pachnie jego matka. Samica nie liczy cętek na ciele noworodka, nie zapamiętuje rysów jego pyszczka. Liczy się zapach, po którym identyfikuje swoje dziecko. A Wy żeście je wymacali, nachuchali, opluli i teraz mała sarenka już nie pachnie jak dziecko dużej sarenki. Gdy mamuśka wróci do gniazda, zastanie w nim obce młode. Obcymi się nie będziemy zajmować. Nie ma głupich. I sobie pójdzie. 

A młode umrze. Dzięki ludzkiej głupocie.

Dlatego gorąca prośba od młodych saren, zajęcy i innych ssaków: "Dajcie nam spokój. Precz z łapami. Czekamy na mamę!"

PS
Młode sarniątko możecie zabrać z miejsca jego przebywania, jeśli macie pewność, że jego życiu coś zagraża. Na przykład, gdy w pobliżu leżą zwłoki dorosłego osobnika. I nie zanosicie go do pierwszego lepszego weterynarza tylko szukacie leśnego pogotowia. Internet Wam powie gdzie jest.

Komentarze

  1. Inny scenariusz takiego spotkania, również częsty: o, maleństwo! Jakie śliczne! A gdzie mama? Nie ma mamy? Nie widać mamy! Oj, coś się pewnie mamie stało, że zostawiła sarenkę samą. Ale my sarenki nie zostawimy, bo biedactwo tu umrze z głodu, weźmiemy, zaopiekujemy się, zawieziemy gdzie trzeba..
    I zabierają. Zawożą. Może nawet do Leśnego Pogotowia (szacun, szacun) i tam ze zdziwieniem dowiadują się, że dokonali kidnapingu. Porwali dziecko matce, która może bezradnie obserwowała ich działania a teraz rozpaczliwie szuka maleństwa, przeżywając największy dramat swego życia. Oderwali od matki dziecko, które teraz rozpaczliwie za nią tęskni, umiera z przerażenia i poczucia straty, przeżywając straszliwą traumę, której żaden człowiek nie jest w stanie utulić.
    Sarna zawsze zostawia swoje młode ukryte w trawie. To, że jest samo, nie znaczy, że jest samotne. Matka jest w pobliżu. Nie zabierajcie jej dziecka.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz