Koty bezdomne - pomoc, pomocy nie równa





Może jestem w błędzie, jednak uważam, iż należy pomagać albo mądrze, albo wcale. Może to co napiszę dotknie niektórych. Może znów narażę się temu czy owemu. Co mi tam. Muszę się przyznać, że denerwują mnie ludzie dokarmiający koty. I zanim wylejecie na mnie wiadro pomyj i okrzykniecie bestią w ludzkiej skórze, dajcie mi sprecyzować. Bo wbrew temu, co napisałem, nie jestem przeciwnikiem pomocy zwierzętom bezdomnym. Sądzę jednak, że pomagając jednym nie należy szkodzić innym. Ale zacznijmy od historii.

Był sobie szpital. Szpital był otoczony parkiem. W szarej szpitalnej rzeczywistości lepiej dochodzić do zdrowia w otoczeniu starych drzew, wśród których śpiewają ptaki i bawią się wiewiórki. Pewnego dnia pod drzwiami kuchennego zaplecza pojawił się kot. Dobrzy pracownicy szpitala zaczęli go dokarmiać. Wkrótce pojawiły się kolejne, które również otrzymały wsparcie. Koty miały się dobrze. Pewnego dnia okazało się, że są wszędzie. Za to park tak jakby zamilkł. Zniknęli wszyscy jego mieszkańcy. A kotów przybywało. Jeden z pracowników udał się do weterynarza. "Co mamy zrobić? Kotów jest co raz więcej?" pyta. Usłyszawszy, że wyłapać, wykastrować i w miarę możliwości oddać do domów, oburzył się. Jak to kastrować? Przecież to nie jest naturalne. Zresztą on nie jest od łapania. A fundacji nie będzie szukał...

Moi drodzy, należy pomagać. Karmienie głodnego jest szlachetne. Ja szczerze podziwiam ludzi, którzy często z własnej inicjatywy i za własne pieniądze, pomagają bezdomnym zwierzętom. Ale nie wystarczy karmić. Jeśli chcecie na prawdę pomóc tym biednym kotom, przede wszystkim zadbajcie o to, żeby było ich jak najmniej. Jeżeli bierzecie pod opiekę bezdomniaki, postarajcie się o to, żeby były wykastrowane. Jest wiele stowarzyszeń i fundacji, które pomogą Wam, jeśli sami nie macie takich możliwości. Kastracja jest najlepszą metodą zapobiegania bezdomności zwierząt!

Dodatkowo dzięki niej, z pięciu kotów bezdomnych nie zrobi Wam się dwadzieścia w przeciągu roku. Co już będzie dużą ulgą dla środowiska naturalnego, które nie radzi sobie z kotami wolno żyjącymi. Nie wiadomo ile dokładnie sztuk ptaków, drobnych ssaków, a nawet gadów i płazów zabijają w ciągu roku. Dane wahają się od kilkuset tysięcy do grubych milionów. Nie wiemy. Ale przecież nie jesteśmy nawet w stanie oszacować ile kotów dokładnie żyje na wolności. A pod uwagę należy wziąć również działalność kotów wychodzących, które przecież nie są wolnożyjące. Nie znamy dokładnych liczb, jednak ilość ubitych przez koty zwierząt jest olbrzymia. Co roku. Pomagając świadomie kotom, poprawicie także byt naszej rodzimej fauny.

I NIE! Kot żyjący dziko, nie żyje w swoim środowisku naturalnym. Kot domowy pochodzi z bliskiego wschodu. W Europie jest gatunkiem inwazyjnym i bardzo szkodliwym. A winę ponosimy my, ludzie. Zostawiliśmy go samego sobie, uznając że poradzi sobie sam. Narażając tym samem rzesze kotów na głód i choroby, niemo przyzwalając na rodzenie się kolejnych pokoleń cierpiących bezdomność. W imię fałszywego przekonania, że kot da sobie radę. Jakim jednak kosztem? Wszędzie mnóstwo bezdomnych zwierząt i co raz mniej ptasiego śpiewu wokół nas.

Na szczęście mnóstwo ludzi wie jak pomagać bezdomniakom. Karmią regularnie, zapewniają ciepłe schronienia i w miarę możliwości uniemożliwiają prokreacje. Świetną robotę wykonują również różne organizacje, które są inicjatorami wielu szeroko zakrojonych akcji pomocy zwierzętom w potrzebie. Czy to jednak wystarczy? Wydaje się, że bez mądrego pomysłu władz na walkę z bezdomnością wśród kotów i psów, większość pomocy skończy w kategorii kropli w morzu potrzeb. Patrząc jednak, na polską scenę polityczną, nie mam nadziei na ruch w tę stronę.

Może się nasunąć pytanie. Czy pomoc jest tylko dla tych, których stać na kastrację? Mam zostawić to głodne zwierzę, bo mogę mieć kilka kotów w obejściu w niedługim czasie? Kurde nie! Pomagać może każdy. Chcę tylko zwrócić uwagę, że pełny brzuch to nie wszystko. Kwestia pomocy kotom wolno żyjącym to problem złożona. Karmcie, stawiajcie budki. Ale jak już zaczęliście karmić to róbcie to regularnie i jedzeniem dla kotów, a nie resztkami ze stołu. A jeśli Was nie stać na kastrację, dajcie znać komuś, kto Wam pomoże. Na prawdę istnieją miejsca, które potrafią pozyskać środki na taką okoliczność. Znam również wiele osób prywatnych, które mimo, że nie zarabiają milionów złotych monet, organizują pomoc dla kotów na wysokim poziomie. Łącznie z tym, że w razie potrzeby leczą tą swoją "bezdomną" trzódkę. Organizują aukcje, zbiórki i bazarki. I nagle okazuje się, że macie w tej pomocy sprzymierzeńców. Serio, wielu ludziom zależy.

Nie wkurza mnie pomoc bezdomniakom. Szanuję i kłaniam się w pas tym, którym się chce. Ale denerwują mnie Ci, którzy karmią a potem płaczą, że nie radzą sobie z rosnącą ilością kotów w obejściu. Wkurzają mnie Ci, którzy chełpią się wystawianiem karmy, a zimą zamykają okienka do piwnicy. Mam ochotę bić tych, którzy uważają, że rodzenie kolejnych pokoleń bezdomnych jest spoko, bo to jest naturalne. Pomoc, pomocy nie równa.

PS
Jeśli dokarmiasz, sprzątaj po sobie. Nie zostawiaj niedojedzonych resztek i pustych pojemników. Jeśli będziesz robić syf na osiedlu, to za Twoje niechlujstwo oberwie się bezdomnym kotom. Niezadowoleni sąsiedzi będą im utrudniać życie. 

Komentarze