Jakich opiekunów lubią weci?

Zastanawialiście się kiedyś czy taki weterynarz lubi ludzi? Może odnieśliście wrażenie, że w zasadzie to nie za bardzo? No cóż... 


Prawda jest taka, że czasem trzeba się bardzo starać aby tych ludzi lubić. Nie dość, że wielu z nas wybrało ten zawód, ponieważ bardziej ceni sobie towarzystwo innych zwierząt, niż ludzi, to w dodatku wielu opiekunów naszych pacjentów robi wszystko, aby zrazić nas do gatunku ludzkiego jeszcze bardziej.


Nie ulega jednak wątpliwości, że znacznie lepiej się współpracuje, gdy się lubimy i szanujemy. Więc jak się zachowywać żeby wet nie uciekał na nasz widok z gabinetu? Jakie cechy lekarze cenią sobie u swoich klientów? Zbierzmy kilka cech, które pozytywnie wpływają na nasz odbiór opiekuna.


Pewnie nie każdy myśli tak, jak ja więc ta lista powinna być zatytułowana “Jakich opiekunów zwierząt lubi Łukasz vel Nie Zadzieraj z Weterynarzem”. Myślę jednak, że chociaż część moich kolegów przyzna mi rację.


  1. Wet chce wiedzieć wszystko


Sorry. Dla mnie nie ma nieważnej informacji. Chcę wiedzieć wszystko. O kupie, sikach, jedzeniu, piciu, wąchaniu kwiatków i wzdychaniu do okna. Wszystko. Oczekuję od opiekuna, że wybierając się na wizytę będzie wiedział co go sprowadza. Stwierdzenie “jest taki jakiś” nic mi nie da. Potrzebuję danych! Nie musicie ich filtrować, mówcie do mnie dużo, a ja sobię te informacje posortuję według ważności. Mówcie. Nie cierpię wyciągać siłą zeznań od opiekunów. Zresztą pamiętajcie, że ja widzę Wasze zwierzę kilkanaście minut, czasem kilkadziesiąt. A wy jesteście z nim cały czas, znacie je najlepiej. Dzielcie się tą wiedzą.

Zwracajcie uwagę na zmianę rutyny. Jeżeli wasz pies uwielbia malinki, a nie zjadł dziś malinek to znaczy, że jest chory. I nie będę się z Was śmiał. To wy znacie zwierzę.

Nie ma nic gorszego niż opiekun, który na każde pytanie mówi “nie wiem”. To kto ma wiedzieć. Mam tarota postawić? A może jest lek na “nie wiem”, o którym nic nie wiem? Jeżeli przychodzicie do weterynarza i nie chcecie go wkurzyć na dzień dobry to zastanówcie się co jest problemem, jakie są wasze informacje, przeprowadźcie analizę fizjologii. Poważnie, to jest bardzo ważne. 

 

  1. Dociekliwy jest lepszy od obojętnego


Wasze zwierzę dla mnie jest istotne, ale nie jest jedynym pacjentem. Nie mogę mu poświęcić całej swojej uwagi i każdej myśli. Ale wy możecie. Uważam, że w tym układzie weterynarz-zwierzę-opiekun, jest miejsce na stałe dociekanie ze strony opiekuna. Macie prawo, a nawet obowiązek szukać dodatkowych dróg i tropów, zwłaszcza jeżeli leczymy się przewlekle, problem jest kłopotliwy albo rokowania nie za bardzo. Ważne jest tu jednak, abyśmy się dobrze zrozumieli. Nie mam tu na myśli konsultacji internetowych. Chętnie pogadam z wami na wszelkie tematy, które leżą wam na sercu i pochylę się nad waszymi propozycjami w kwestii dodatkowej diagnostyki. Jednak nie będę analizował porad gremium spod znaku forum miłośników <tu wstaw dowolny gatunek>. Ja tu w końcu jestem lekarzem. Jeżeli opiekunowi mojego pacjenta chodzi po głowie konsultacja, to ja chciałbym o tym dowiedzieć się od niego, a nie z postów na fejs buku. Chętnie wyślę do specjalisty, zwykle to ja wychodzę z taką inicjatywą. Będę się jednak cieszył, jeżeli wyjdzie ona od was.


  1. Opiekun uczący się


Żyjemy w czasach, w których niezmiernie łatwo sięgnąć po wiedzę. Kilka kliknięć dzieli nas od poznania ogólnego zarysu dowolnego, interesującego nas zagadnienia. Jeżeli mamy czas i trochę samozaparcia to w głębi internetu jesteśmy w stanie znaleźć solidne naukowe artykuły dotyczące czegokolwiek. Poza tym istnieje masa miejsc, gdzie ludzie dzielą się wiedzą za darmoszkę. I jeszcze więcej takich, za niewielką ilość złotych monet. Fora, grupy, blogi, filmiki, kursy, webinaria. Chcesz się uczyć? Nie musisz nawet wychodzić z domu. Dlaczego nie mieliby z tego korzystać opiekunowie zwierząt? Dla tradycjonalistów książki traktujące o opiece nad zwierzętami pojawiają się, jak grzyby po deszczu. Jeśli do tego doszłaby jeszcze umiejętność uczenia się na swoich, a najlepiej cudzych błędach, byłoby już zupełnie szałowo. 

Opieka nad zwierzęciem nie może być bezrefleksyjna. Aby mogło żyć z nami długo, zdrowo i w komforcie, musimy posiąść chociaż podstawową wiedzę na jego temat. Pamiętając cały czas, że jej brak może doprowadzić do konsekwencji zdrowotnych.  I serio, my doceniamy ogarniętych opiekunów. Dobrze współpracuje się z kimś, kto ma jakieś pojęcie o istocie, z którą żyje pod jednym dachem.


  1. Opiekun słuchający i pytający


W trakcie wizyty jest moment, kiedy ja słucham Was i nazywamy go wywiadem. Potem mówię ja. I może zabrzmi to arogancko ale ważne jest aby słuchać tego co mówi do Was lekarz/weteryniarz/wet. W trakcie badania moje gadanie do opiekuna skupia się na tym, co jeszcze powinniśmy zrobić i dlaczego. Fajnie, gdybyśmy tego wysłuchali, żeby potem ktoś nie zarzucił lekarzowi, że ten wykonuje badania dla drenażu Waszych portfeli. Co nie jest prawdą. Wychodzę z założenia, że wolę wykluczać niż potwierdzać i po to robię badania. Jeżeli potwierdzi się jakiś trop to będziemy leczyć, ale zawsze bardziej cieszę się z dobrych wyników. Słuchanie ważne jest również w trakcie omawiania dalszej strategii w walce z chorobą. Co istotne, nie chodzi aby słuchać bezmyślnie i przytakiwać w każdym miejscu, gdzie zdanie kończy pytajnik. Ja nie muszę być zawsze zrozumiały, kwestie dla mnie oczywiste mogą być wątpliwe dla was. Dlatego pytajcie! O wszystko co uznacie za słuszne. Pytajcie mnie, a nie grupy na fejsbuku. Wiem, że łatwiej nastukać posta w social mediach niż zadać pytania otwarcie i w twarz, jednakże internet nie pomoże wam w leczeniu. Ja natomiast mogę. Zebyśmy mogli skutecznie pokonać trapiącą zwierzę przypadłość, musimy współpracować. Nie będzie to możliwe, jeśli nie będziemy się zrozumieć. Pytajcie. Trzy razy o to samo jeżeli trzeba. Poważnie, nikt nie uzna was za świrów. Rozwianie Waszych wątpliwości da nam szansę na to, że zalecenia będą wykonane jak należy. Unikniemy sytuacji, gdy te tabletki co miały być 2 x po pół są podawane 1 x ale  w całości, a tamte co miały być 1 x dziennie 1 są 2 x po dwie. Serio. I tak się zdarzało. A pytałem, czy wszystko jasne.


  1. Stosowanie się do zaleceń - brak miejsca na improwizację

Podawanie leków nie pozostawia miejsca na improwizację. Częstotliwość i ilość podawanej substancji wynika, nie z widzimisię lekarza, a naukowo i precyzyjnie ustalonych własność farmakologicznych leku. Jeżeli ma być dwa razy dziennie = jeden raz nie wystarczy. Głupią praktyką jest także rezygnowanie z części preparatów bo “on dostaje ich za dużo”. Jeżeli zalecam kilka leków to dlatego, że mamy do tego wskazanie lub jedne z nich uchronią nas przed skutkami niepożądanych innych, np. probiotyk przy antybiotykoterapii.


A najgorsze z najgorszych jest przerywanie terapii, ponieważ “było lepiej”. Prawdopodobnie szybko wrócicie do gabinetu, gdyż było lepiej nie równa się wyzdrowiał. 


  1. Zgłaszający wątpliwości i pomysły


Postrzegam leczenie zwierząt, jako współpracę między lekarzem a opiekunem. Aby ta współpraca się mogła powieść trzeba rozmawiać. Także o wątpliwościach. Macie prawo je mieć i macie obowiązek o nich mówić. Bo jeśli leczenie nie bardzo pomaga to tylko od was mogę uzyskać taką informację. Jeżeli po podaniu leku x występują objawy y to wątpliwość dotycząca zasadności stosowania powinna być obgadana z lekarzem. Jeśli chcecie zrobić coś więcej, dowiedzieliście się o czymś nowym, mówcie. Bo może to jest to co doprowadzi nas do pozytywnego finału. Nie bójcie się. Nikt nie poczuje się urażony. A jeżeli jednak, to go olejcie.



Komentarze

  1. Zrobiłam rachunek sumienia i chyba nie jest źle. Choć jak wielu facetów u mechanika, tak ja czasem u weterynarza "wiem lepiej". Na swoje usprawiedliwienie dodam, że faktycznie czasami tak jest ;) Pozdrawiam. Służąca dwóch psów i armii kotów (8 domowych +/- 2-6 ogrodowych)

    OdpowiedzUsuń
  2. Muszę rzec, że jesteś w takim razie jednym z nielicznych. Jakoś ja mam pecha, że trafiam na tych co słuchać nie umieją i od wejścia stawiają diagnozę. Największą jednak chyba zmorą jest fakt, że większość bierze się za leczenie głownie skutków, a szukanie przyczyny czegoś przewlekłego to dla nich zwykła strata czasu. Także brawo. Oby więcej takich jak TY.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz